19.10.17

Dlaczego nie poszłam na promocję -49% w Rossmann? + moje zakupy online

Dlaczego nie poszłam na promocję -49% w Rossmann? + moje zakupy online
 
Po raz kolejny w całej blogosferze aż huczy. Mnóstwo wpisów na blogach, zdjęć na Instagramie i innych portalach - a wszytko to za sprawą kolejnej promocji -49%  na kolorówkę w Rossmanie.  Mam wrażenie, że cała ta "mania" kupowania kosmetyków nigdy nie minie, ponieważ aż grzech nie skorzystać z takiej promocji. Ale czy aby na pewno? Muszę przyznać, że jak pierwszy raz usłyszałam o tej promocji, pomyślałam "O, super. Będę miała okazję, żeby kupić tusz czy tam podkład w dużo niższej cenie." Ale dorzuciłam jeszcze, a to korektor, a to drugi podkład, a to cienie i sumka się zbiera.:)  Ale wracając na właściwe tory: dlaczego nie poszłam na promocję?








Z moimi pierwszymi zakupami było tak, na promocję nie poszłam w pierwszy dzień, ponieważ zwyczajnie nie było mi po drodze. Do drogerii wybrałam się trzeciego czy też czwartego dnia. Pomyślałam, że skoro to taki duży sklep to dla wszystkich kosmetyków wystarczy.;) Niestety nie kupiłam tego co chciałam, ponieważ najzwyczajniej w świecie zostało to wykupione i tego nie było. Więc na kolejną edycję poszłam już pierwszego dnia, żeby kupić wszystko to co było mi potrzebne i uwierzcie, że był to mój pierwszy raz jak poszłam na taką promocję od razu po jej wystartowaniu. 

Pierwsze co "rzucało" się w oczy to tłumy, hałas i chamstwo. Dosłownie. Mam wrażenie, że kobiety podczas tej promocji zapominają o kulturze. Przy każdej z szaf przepycha się mnóstwo dziewczyn. Wyobraźcie sobie: stoisz przy szafie wybierając odcień podkładu, a tu dostajesz od kogoś z łokcia, ponieważ przepychające się babsko musi dostać się do szafy. Żadnego przepraszam ani nic. Owa pani uraczyła mnie tylko spojrzeniem typu "co Ty tu robisz dziewczynko"... Tutaj jakaś dziewczyna dosłownie wyrywa drugiej podkład z ręki. No ludzie to chyba jeszcze nie koniec świata, że o podkład musisz się bić..  Wybrałaś pokład i chcesz zmienić szafę po to, żeby kupić np tusz do rzęs. Stajesz sobie za grupką gimnazjum i grzecznie czekasz. No przecież nie będziesz się pchała jak cała reszta. Aż nadto Ci się nie śpieszy, więc czekasz, czekasz i czekasz, aż gimnazjum odejdzie w końcu z okupowanej szafy zastanawiając się: "(...) a który tusz wybrać? O jezu, ten drogi. A może ten drugi? A które cienie do oczu? A którą szminkę? Bo wiesz taki kolor to ma (imię) a ja chyba nie chcę tej samej. A chociaż w sumie może ten rozświetlacz mi się nie przyda. (...)" Serio?! Dziewczyny NIE DAJMY SIĘ ZWARIOWAĆ. Po wszystkich zakupach, które i tak były MĘCZARNIĄ stoisz w "kilometrowej' kolejce do kasy.

Drugą rzeczą, którą również można było zauważyć to dziewczyny, które "macają" dosłownie każdy kosmetyk. Otwierają nowe kosmetyki, wyjmują z pudełka i dotykają palcami sprawdzając np. cienie do oczu, rozświetlacze i pudry. Kurcze, przecież do tego są TESTERY. A nie sorki, testerów już też nie ma, bo zostały rozkradzione.... Innym przykładem jest moja siostra wybierająca kolor pokładu przy odkręcaniu testera dosłownie zalewa jej ręce, ponieważ dziewczynie, która otwierała go przed nią "za dużo się wylało". Są też takie osoby, które "testując" kolory szminek otwierają opakowania, malują nimi usta po czym odkładają z powrotem na półkę. Fuuuj....

Ostatnio rzeczą są ceny. Np tusz, który kilka dni wcześniej kosztował 40zł w dzień promocji jego cena wynosiła 60,99zł. Podobnie było z kilkoma innymi rzeczami, które zamierzałam kupić. Uwierzcie, że czasami warto przejrzeć strony z kosmetykami, a może traficie na taką w której będą niższe ceny niż na promocji?


Dobra. Trochę ponarzekałam, a teraz pokażę Wam co zamówiłam online.
Na samym początku do koszyka trafił tusz, który kupuję w sumie już od kilku lat - Loreal Volume Million Lashes. Początkowo nie przekonywały mnie silikonowe szczoteczki, jednak po użyciu tego tuszu już wiem, że był to wielki błąd. Rzęsy są maksymalnie pogrubione i wydłużone i bez grudek. Z tym tuszem polubiłam się od pierwszego użycia.


Kolejną rzeczą był pokład Bourjois Health Mix nr 51 oraz Maybelline Affinitone 18. Pierwszy z ich kupiony po raz pierwszy, a drugi to zdecydowanie ulubieniec. Podkład Borjois jest lekki i po nałożeniu nie czuć jego ciężkości dodatkowo bardzo dobrze rozprowadza się po twarzy. Nadaje twarzy naturalny wygląd. Jednak mam co do niego mieszane uczucia, ponieważ "miał" ukrywać oznaki zmęczenia, jednak według mnie nic takiego nie robi, ale cały czas jest w fazie testów, więc może jeszcze zmienię co do niego zdanie. Natomiast podkład od Maybelline zagościł  u mnie dawno temu w sumie przez przypadek, ponieważ poleciła mi go dziewczyna z Rossmana. Po nałożeniu podkład wygląda bardzo naturalnie, nie tworzy efektu maski ani nie zatyka. Daje naprawdę ładne wykończenie - bardzo ładnie rozświetla i ujednolica kolor skóry.



Kolejną rzeczą był puder, który mam już na wyczerpaniu. Puder pojawił się u mnie w tym samym czasie co podkład Maybelline. Po nałożeniu na skórę puder jest niewidoczny dodatkowo ujednolica cały makijaż i delikatnie się z nim stapia, dając bardzo naturalny efekt. Puder zawiera bardzo delikatne drobinki, które widoczne są jedynie pod światło, a na skórze w ogóle ich nie widać. Plusem jest też to, że jest bezzapachowy. Mój odcień to 24 - opal rose.


Ostatnimi rzeczami, które wpadły do koszyka były matowe pomadki Wibo Million Dollar Lips nr5 i nr6 oraz Lovely K*Lips nr 6 - Neutral Beauty. Nie jest tajemnicą, że uwielbiam matowe szminki jednak jeśli chodzi o te dwa kolory to niestety nie rozumiem zachwytu blogosfery. Kolory w obydwu przypadkach są ładne - nr 5 do delikatny nudziak, a nr 6 lekki brudny róż, jednak konsystencja jest tragiczna. Ani to nie zastyga, ani nie przypomina matu (szczególnie nr5). Ale, żeby wyrobić sobie stałą opinię muszę po testować je troszeczkę dłużej -jednak jak na razie jestem na NIE. Do kupna pomadki Lovely namówiła mnie siostra i muszę przyznać, że K*Lips nie urzekła. W opakowaniu kupujemy zestaw matowej pomadki i konturówki w identycznym kolorze. Pomadka lekko się rozprowadza i wysycha do całkowitego matu, nie pozostawiając tłustej warstwy.



A jak Wasze zakupy? 
Kupiłyście wszystko co zamierzałyście?

Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam Was na:

5.10.17

Zakupy Aliexpress #5 | Morphe 35OS Dupe

Zakupy Aliexpress #5 | Morphe 35OS Dupe


Cześć.!
Wracam do Was po krótkiej nieobecności. Kto obserwuje mnie na Instagramie, wie, że miałam ślub, dlatego nie było mnie tutaj przez jakiś czas. Ale już wracam do blogowania. ;) Jak już zauważyłyście mam "lekkiego bzika" na punkcie palet cieni do oczu. Tym razem w moje łapki wpadła paletka Morphe 35OS. Zamówiona na Aliexpress jakiś czas temu. Muszę przyznać, że nie mogłam się doczekać kiedy przesyłka do mnie przyjdzie i kiedy będę mogła w końcu je przetestować. Paletka ma 35 cieni. Są to cienie matowe i cienie z drobinkami. Muszę przyznać, że jestem nimi mega zaskoczona. Dlaczego?





Dużo się słyszy na temat niekupowania kosmetyków z Chin, ale muszę przyznać, że nie zauważyłam u siebie ani podrażnienia, ani uczulenia. Warto jednak wykonać próbę uczuleniową przez używaniem tych kosmetyków. Muszę przyznać, że gdzieś się doczytałam, że Morphe produkuje palety w Chinach, później wracają one do USA z ich logo. A te sprzedawane na Aliexpres to tak naprawdę oryginały, tylko bez logo. Ile w tym prawdy - nie wiem. Ale postanowiłam sprawdzić jak wyglądają cienie na żywo i zamówiłam odpowiednik paletki 35OS.


Paletka Morphe ma 35 cieni z drobinkami, ułożone w pięciu rzędach po 7 kolorów. Cienie są klasycznych rozmiarów, dorównujących rozmiarem okrągłym cieniom Inglot. Pierwsze co rzuca się w oczy to mocno nasycone, bardzo intensywne kolory. Muszę przyznać, że obawiałam się trochę, że po nałożeniu cienie stracą na intensywności - tak jak bywało w większości paletek, które zamawiałam na Aliexpress. Kiedy jednak zaczęłam je testować byłam mega zachwycona. Muszę przyznać, że przyjemnie się z nimi pracuje. Fajnie się blendują i nie osypują. Wystarczy nałożyć małą ilość, aby dokładnie pokryć powiekę i uzyskać niesamowity efekt.


Wszystkie cienie mają dobrą pigmentację, jednak według mnie te błyszczące są naprawdę niesamowite! Ich konsystencja jest nieco mokra i "masełkowata", a najlepszy efekt jest kiedy "wklepujemy" je w powiekę. Efekt jaki uzyskujemy to piękna błyszcząca tafla. Trwałość cieni jest bardzo dobra. Spokojnie wytrzymują nawet 12 godzin - bez żadnych poprawek!. Serio.


Paczuszka w której przyszły cienie była idealnie wyciętym styropianem w środku której włożone były cienie. Więc nawet nie było mowy o tym, że cienie przyjdą uszkodzone. Jeśli chodzi o opakowanie samych cieni, jest ono praktycznie identyczne jak Morphe. Starannie wykonane plastikowe opakowanie - jedyną różnicą jest brak logo firmy.

 Niektóre cienie Morphe Dupes

Podsumowując jestem bardzo zadowolona z tej paletki. Nie spodziewałam się tak dobrej jakości za tak niską cenę - paletka kosztowała koło 10$. Pięknie kolory i mocne napigmentowanie.


 A Wy znacie tę paletkę? A może macie ją w oryginale?

Jeśli chcecie być na bieżąco zapraszam Was na:
Copyright © 2016 D a s h i a a , Blogger